piątek, 31 sierpnia 2012

T-Bar

Herbaciarnia, Szpitalna 5
Damian: Dziś omówimy miejsce odmienne od wcześniejszych - herbaciarnię. Zlokalizowana przy ulicy Szpitalnej, zachęca do wejścia ekspozycją okienną, która u osoby spragnionej może spowodować palpitacje serca (dwie szklanki herbaty o idealnej barwie, zroszone kropelkami wody).
Beata: To chyba jedno z największych zaskoczeń w ostatnim czasie. T-Bar nie inwestuje w reklamę, a miejsce z zewnątrz wygląda dość niepozornie. Jak wspomniał Damian do odwiedzenia tego lokalu zachęca jedynie mała witryna, w której to ustawione są dwie niezwykle apetycznie wyglądające herbatki (w istocie są to świeczki o takim wyglądzie).
D: Od wejścia czekają nas miłe niespodzianki. Lokal jest większy niż wydaję się z zewnątrz, a wystrój w klimacie retro emituje relaksującą, nieskrępowaną atmosferę. Obsługa jest bardzo miła i pomocna. Zachęcam do pytań, z pewnością okażą się przydatne przy doborze herbaty. Samemu można się zgubić w dużej ilości oferowanych napoi.
B: W miejscu tym mamy możliwość, jak na porządną herbaciarnię przystało, skosztować różnego rodzaju herbat na gorąco, na zimno oraz oryginalnych specjałów tegoż miejsca - t-moktajli i t-szejków (alkoholowych lub bez alkoholu). Herbatki urzekają ciekawym, nietypowym smakiem i aromatem.
Bez wątpienia wielka pochwała należy się obsłudze. Osobiście miałam wrażenie, że kelner był aż za bardzo nami przejęty. Gdy zapytałam o jaśminowe herbaty usłyszałam długi wykład na temat dostępnych gatunkówJ
D: Jakość podawanych herbat jest bardzo wysoka, każdy znajdzie coś dla siebie. Osobiście polecam bezalkoholowe drinki, kombinacje smaków powstałych na bazie herbaty mogą zachwycić. Część kuchenna jest też godna polecenia - do wyboru jest spora ilość przekąsek, a także parę dań.

B: Miejsce wprost zauracza atmosferą. Jest przyjemne, przestronne, ładnie urządzone. Oddzielne sale stanowią bar oraz pomieszczenie dla gości. W tej drugiej przy poza standardowymi fotelami, stolikami, ustawiony jest duży regał z książkami oraz pianino – miejsce to zapewne mogłoby być wykorzystane na użytek wieczorków poetyckich, literackich, czy spotkań z muzyką (przynajmniej tak sobie to wyobrażam). T-Bar ma dopiero niespełna cztery miesiące (został otwarty z początkiem maja), cieszyłabym się, gdyby faktycznie znalazł szersze zastosowanie i wykorzystanie na potrzeby tego typu przedsięwzięć.
Mam wrażenie, że wystrój miejsca przypadnie do gustu raczej osobom w średnim wieku (lokal daleko odbiega od obleganych przez młodzież Starbucksów czy Coffee Heaven). Moja mama była wprost zachwycona opisem tego miejsca i stwierdziła, że zaprosi tam koleżanki.
Jeszcze słówko o cenach, są przystępne, typowe dla wszelkich kawiarni/herbaciarni. Koszt szklanki naparu to ok. 9-12 zł, natomiast cena procentowych t-koktajli to ok. 18 zł.
D: T-Bar można odwiedzić zarówno z bliską osobą, jak i kontrahentami biznesowymi. Uniwersalność i duży spokój sprawiają, że stał się ostrą konkurencją dla znajdującego się po drugiej stronie ulicy Wedla.





wtorek, 28 sierpnia 2012

Cheng Way

 Bar kanapkowy, Chmielna 10


Beata: Pomysł jest prosty, chrupiąca bagietka, a w niej warzywa, sos i w zależności od upodobań – kurczak, wieprzowina, wołowina bądź tofu. Wydaje się, że lokal ten jest kopią SubWaya. Owszem, specjalizacja jest podobna, jednak Cheng Way tę rywalizację, przynajmniej moim zdaniem, wygrywa. Lokal umiejscowiony jest przy niewielkim placu przy Chmielnej, tuż obok przejścia na ulicę Górskiego.

Damian: Przez długi czas lokal ten budził moją wesołość, a to głównie z powodu nietypowych godzin otwarcia. Bo kiedy jemy kanapki? Zwykle rano, jako śniadanie, ewentualnie lunch lub na kolację. Z tych trzech możliwych posiłków, w Cheng Wayu mogliśmy zjeść jedynie lunch, ponieważ w innych godzinach był... zamknięty. Obecnie, godziny otwarcia wydłużyły się, jednak wciąż nie zjemy tu przed 11, ani po 20. I co z tego, że Chmielna? Że masa ludzi weekendowo (i nie tylko) poszukuje nocnej przekąski? W Cheng Wayu nie robi się tego dla kasy ;)

B: Co  zabawne, nawet w czasie Euro, gdy wszystkie knajpki zlokalizowane w okolicy wydłużały godziny otwarcia i zamknięcia, Cheng Way był czynny normalnie, tak, aby czasem kibice wracający z meczu nie mieli możliwości przekąsić bagietki, których sprzedaż byłaby w tych dniach zapewne rekordowa, również ze względu na sąsiedztwo alkoholowego, do którego to kolejka była bardzo długa.

D: Co do samych kanapek, mam mieszane odczucia. Po pierwsze, jakość podanego produktu różniła się podczas kilku moich wizyt. Generalnie, warzywa są świeże, bułka chrupiąca, a koszt niższy niż w konkurencyjnym Subwayu. Sosy orientalne, ale jest możliwość skomponowania bułki bez wschodniego śladu. Co do nadziewki, polecam grillowaną wołowinę oraz tofu - pomimo okazjonalnej łykowatości pierwszej, zwykle byłem zadowolony wyrazistym smakiem i dużą ilością w bułce. Zdecydowanie odradzam oleistą cebulę, która namacza kanapkę utrudniając jedzenie, oraz nie jest najsmaczniejsza.

B: Jeszcze do niedawna Cheng Way oferował również bubble tea. Ta jednak w tym miejscu nie smakowała  najlepiej. Była nieco za słodka, a tapioka nieco topiło się w tym gorącym miejscu. Także strata niewielka;)

D: Wielkim minusem lokalu jest panująca w nim nieziemska temperatura. Najlepiej zamówić kanapkę i poczekać na zewnątrz, bo oczekiwanie w kolejce wewnątrz lokalu może spowodować przepocenie koszulki.

B: Trudno mówić o atmosferze tego miejsca, to raczej miejsce typu „kup i zabierz”. W ładny dzień można przysiąść przy jednym z kilku stolików, które znajdują się tuż przed lokalem.
Jak wspomniał Damian we wnętrzu Cheng Waya jest wprost niemiłosiernie gorąco. Jednak z rozmowy z obsługą wywnioskowałam, iż z utęsknieniem wyczekują obiecanej klimatyzacji.
Znacznym plusem są niskie ceny bagietek, koszt małej to 7/8zł, a dużej to ok.  13 zł. Dla mnie mniejsza wersja (15cm) zaspokaja głód na dobrych kilka godzin.





piątek, 24 sierpnia 2012

Hack Warsaw: porównanie burgerów.


Ostatnimi czasy miałem okazję odwiedzić wiele znanych i lubianych, oraz nowo otwartych burgerowni. Pomimo tego, że jest to jedno z moich ulubionych dań, zauważyłem duże zróżnicowanie w jakości serwowanych burgerów. Ten post ma na celu porównanie i wyłowienie najsmakowitszych kąsków w całej Warszawie (a przynajmniej wśród tych, które odwiedziłem).

Burgery będą oceniane w skali (1-5) pod względem:
Mięso – smak: doprawienie, konsystencja, jakość mięsa.
Bułka – świeżość, chrupkość, zjadliwość.
Dodatki – to co w burgerze (oprócz mięsa), ale i na talerzu.
Różnorodność – ilość różnych burgerowych wariacji
Jakość/cena – czy burger, jako danie odpowiada poniesionym kosztom.

*Zwykle stronimy od fastfoodów, McDonalds znalazł się w tabelce dla kontrastu.


Restauracje/Kryteria Mięso Bułka Dodatki Różnorodność Jakość/Cena
McDonalds 1 1 1 1 1
Jeff's 4 3 3 2 3
Barn Burger 5 4 4 5 5
TGI Fridays 5 5 5 4 4
Hard Rock Cafe 5 4 3 4 4
Pink Flamingo 4 4 3 5 4
Burger Bar 5 3 2 3 2/3
Bobby Burger 3 2 - 3 4*
H3 2 2 3 3 2

*hej, to burger z budki

Zwycięzcą overall jest zdecydowanie TGI Fridays, o którym więcej napiszemy w przyszłym tygodniu. Na wyróżnienie zasługuje Barn Burger, oferujący niemal równie pyszne burgery, w przystępniejszej cenie.

środa, 22 sierpnia 2012

Pijalnia Czekolady E.Wedel

Pijalnia czekolady, Szpitalna 8
O tym miejscu trudno powiedzieć coś złego. Zapewne większość z Was doskonale zna ten lokal. Jednak dla tych, którzy wybierają się do Warszawy i nie wiedzą, gdzie wybrać się na słodkie małe-co-nieco recenzja ta może okazać się przydatna. Dziś o Pijalni Czekolady E. Wedel znajdującej się przy ul. Szpitalnej. Moim zdaniem jednym z najwspanialszych warszawskich miejsc serwujących desery. Przepyszne czekolady z dodatkami, ciasta, lody, naleśniki. Cudowny klimat miejsca, niezwykle przyjemna obsługa w idealnie dobranych sukienkach z białymi fartuszkami, to wszystko składa się na niezwykle pozytywny odbiór tego miejsca.
Naturalnie głównym punktem menu są czekolady do picia (mleczne, deserowe lub białe) z dodatkami – na rozgrzanie z alkoholem, owocami (malinami, wiśnią, pomarańczą, różą), toffi, miętą, kawą, chilli, orzechami. Ręczę za to, że taka czekolada w bardzo krótkim czasie poprawia nam nastrój. Do wyboru mamy też czekolady na zimno i tutaj moje małe zastrzeżenie – szkoda, że wszystkie czekolady na ciepło nie mają swoich zimnych odpowiedników. Tutaj niestety wybór nie jest tak duży. Z pozycji na zimno polecam mleczną czekoladę z sorbetem malinowym.
Naturalnie na tym nie kończy się cudownie słodkie wedlowe menu. Jeśli nie mamy ochoty na czekoladę możemy wybrać kawę, herbatę, sorbety, lemoniadę lub świeżo wyciskane soki. Jeśli chodzi o jedzenie, bez wątpienia kuszą nas wyśmienite ciasta (absolutnie rewelacyjny tort czekoladowy), desery lodowe i naleśniki (tu absolutna pochwała dla niebanalnych czekoladowych z serkiem mascarpone i wiśniowym sosem).
Przyjemność ze spotkania w Wedlu może nam odebrać zatłoczenie tego miejsca. Faktycznie w godzinach popołudniowych, a także w weekendy trudno jest tu znaleźć wolny stolik. Jednak jeśli tylko mamy taką sposobność, wybierzmy się tam w mniej popularnych godzinach. Ja osobiście uwielbiałam nasze poranne śniadanka w Wedlu. Taki posiłek zaspokoi nawet duży głód. W zestawie znajduje się: bagietka, dwa francuskie rogaliki, masło, konfitura wiśniowa, krem czekoladowy, miód, świeżo wyciskany sok oraz do wyboru czekolada, kawa lub herbata. Taki posiłek to doskonały, słodki początek dnia.
Warto dodać, że pijalnie czekolady E. Wedel zlokalizowane są także w innych punktach Warszawy – przy. ul. Zamoyskiego, na warszawskim lotnisku Okęcie oraz przy ul. Emilii Plater, w Arkadii, Galerii Mokotów, Złotych Tarasach (te umiejscowione w centrach handlowych pozwalają nam pocieszyć się po nieudanych zakupach, sprawdziłam – działa;)). Menu jest oczywiście takie same, każda z pijalni ma uroczy, staroświecki wystrój, jednak ta przy ul. Szpitalnej jest najstarsza i odróżnia się tym wyjątkowym klimatem retro. To idealne miejsce na randkę, spotkanie z przyjaciółką czy babcią. Wizyta w Wedlu to bez wątpienia spora dawka szczęścia.

BBP

niedziela, 19 sierpnia 2012

U Szwejka

Czeska gospoda, Plac Konstytucji 1


Beata: Czeska gospoda w sercu Warszawy i czegóż chcieć więcej? Dla mnie, zagorzałej czechofilki to miejsce wprost wymarzone – czeskie jedzenie i niepowtarzalny czeski klimat. Ale. Niestety istnieje pewne „ale”. Tym razem pragniemy przelać nieco rozczarowania i przestrzec Was przed miejscem, które mimo dużego potencjału oceniamy przeciętnie.

Pomysł na lokal jest niewątpliwie ciekawy i niebanalny. Szwejk to jedyna czeska gospoda w Warszawie. Owszem, są miejsca z czeskim piwem (jak Czeska Baszta), ale to jedyne miejsce w którym można spróbować czeskich kulinarnych specjałów.

Damian: Rzeczywiście bardzo ciężko jest pisać o lokalu, który kiedyś uważałem za wzór kuchni polsko-czeskiej. Niestety, od kiedy pierwszy raz przestąpiłem próg tego miejsca (około pięć lat temu),  nastąpiło wiele zmian na gorsze.

Pierwszą wadą, a może i przyczyną obniżenia jakości, jest multum ludzi odwiedzających Szwejka w porach obiadowych i wieczornych. Bez rezerwacji zwykle trzeba czekać na stolik. Obsługa stara się jak może, ale pomimo tego zdarzają się błędy lub konieczność „polowania” na kelnera. Ostatnim razem, gdy byliśmy na śniadaniu obsługiwał nas półprzytomny (skacowany?) wytatuowany kelner, nie należał do najmilszych.
Innym razem widziałem kobietę w podartym uniformie, czy kelnera z wielką plamą na koszuli. Nie oczekuję zbyt wiele, ale lepiej zrezygnować z uniformu, jeśli ma być w takim stanie. Duża rotacja obsługi sugeruje, że ciężko jest nie tylko klientom...

B: Dziś ja o atmosferze, Damian zaś o jedzeniu...

Wnętrze jest niezwykle przyjemne, duże drewniane, ławy, ściany wyłożone starymi, czeskimi gazetami, reklamami i etykietami. Dość spójny i bardzo przyjemny charakter przestrzeni. Faktycznie atmosfera tego miejsca satysfakcjonuje, jest ciepła (metaforycznie i faktycznie – świetny pomysł wykorzystania piecyków-ogrzewaczy), przyjemna i zachowana w klimacie. Odstępstwem jest karta dań napisana wyłącznie po polsku. W tym miejscu powinien istnieć jej czeski odpowiednik. Ach! Czego mi jeszcze brakuje? Naturalnie czeskiej muzyki, tej niestety U Szwejka nie usłyszymy.

D: Jedzenie też opuściło poziom względem tego, co pamiętam. O ile carpaccio zarówno wołowe, jak i z łososia jest dobre, a jeśli dopisze łut szczęścia i kelner zapamięta, to nawet zaoferują mielony pieprz, tak reszta dań... Placek po węgiersku to kpina, smakuje przecierem pomidorowym, a mięsa w nim doświadczymy jak na receptę. Frytki są niedobre, suche i łykowate. Polędwica wołowa zbyt twarda, stopień wysmażenia wydaje się zwrotem pozbawionym sensu. Talerz rybny, który kiedyś należał do moich faworytów, znacznie się pogorszył: mniejsza ilość łososia, ryż jakby niedogotowany, zbyt mocno przyprawione ryby straciły smak i aromat. Jedynie sałatki zjadliwe, ale przecież nie dla nich zamawiamy półmisek rybny.

B: Istnienie takiego miejsca w Warszawie jest wprost niezbędne. Czeska kuchnia (i jak wielu sądzi – piwo, wierzę, choć piwa nie lubię) godna jest odrębnego lokalu. Drogi Szwejku! Odwiedź Czechy (to tylko 5 godzin pociągiem!), przywieź dobre receptury i serwuj gościom. Przy zachowaniu dobrego, czeskiego klimatu – sukces gwarantowany.

D: Na koniec dorzucę garść cukru do beczki soli: pyszne piwa oraz dobre kiełbasy. Jeśli chcemy zjeść półmisek wędlin i zapić browarkiem, a nie przeszkadza nam słaba obsługa, to dobry lokal o umiarkowanych cenach.

środa, 15 sierpnia 2012

Ćevap

Kuchnia bałkańska, Chmielna 13



Damian: Pozostając w mięsnych klimatach, tym razem odwiedziliśmy lokal o ciekawym profilu - kuchnia bałkańska. Specjalnością miejsca są mięsa z grilla, przygotowane na naszych oczach.

Beata:  Ćevap to niewielka knajpka przy Chmielnej, a w niej chorwacko-bośniackie przysmaki. Lokal specjalizuje się w znakomicie przyrządzonej cielęcinie, jagnięcinie i  wołowinie, jednak jest również opcja dla mnie, ze smakowicie wypieczonym udźcem z kurczaka.
Jedzenie przygotowywane jest na oczach klienta, porcje są duże, mięso wyśmienicie przyprawione, a obsługa bardzo przyjazna. Poza tym chwała dla zupełnie nowych, nietypowych miejsc w stolicy, a to dzięki możliwości posmakowania kuchni akurat tego regionu Europy bez wątpienia do takich należy.
D: Dania podawane są w dwóch wersjach – kanapkowych, z sosem i odrobiną sałatki. W takim wydaniu są świetną opcją take and go. Można również zamówić dania w wersji obiadowej, z kartofelkami i warzywami.
B: Miejsce jest na tyle małe, że trudno mówić o jego klimacie, bez wątpienia można jednak ocenić obsługę, która to jest niezwykle przyjemna. Kiedyś, nieświadoma godzin zamknięcia, weszłam do ów knajpki 2 minuty przed końcem pracy, mimo to bez żadnych problemów przygotowano dla mnie jedzenie, a gdy czekałam aż moje mięsko ugrilluje się, pani sympatycznie ze mną porozmawiała. 
D: Mięsa są dobre, przyprawy nadają im specyficzny smak. Większość z nich jest dość tłustych, dlatego biorąc kanapkę, musimy uważać by się nie ubrudzić.
B: Jak wspominałam moim ulubionym daniem jest udziec z kurczaka serwowany z smakowitą i chrupiącą lepinią. Ilekroć jadłam to danie, zawsze było wyśmienite: soczyste mięsko, świeże warzywa i chrupiąca bułka.
D: Porcje są spore, polecam zwłaszcza Kombinacije w wersji powiększonej – 260g wołowiny za 24 zł. Można by się pokusić o lepszy dobór warzyw – ćwiartka pomidora, kawałek cebuli i ogórka saute nie wyglądają zbyt kusząco. Ale nie oszukujmy się, tutaj liczy się mięso. Dużym plusem jest fakt, iż lokal niedawno rozbudował się – spokojnie można usiąść w środku, bez przepychania się przez wąskie gardło obok lady.

B: To znakomita alternatywa dla kebabów i innych fast-foodów. Jeśli chcecie zjeść smaczne, aromatyczne mięso z grilla, bądź spróbować dość niepopularnej w naszym kraju kuchni Bałkanów,  polecam!

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Bloglovin

<a href="http://www.bloglovin.com/blog/3911998/?claim=btmjf3nqrdq">Follow my blog with Bloglovin</a>

Barn Burger

Burger Bar, Przeskok 2



Beata: Klimat nadmorskiej knajpki w samym centrum miasta to moje pierwsze skojarzenie po wizycie w nowopowstałej burgerowni przy ul. Przeskok. Świetne mięso, chrupiąca bułka, przepyszne sosy, dla nielubiących burgerów chrupiąca quasadilla a przy tym sympatyczna i uśmiechnięta obsługa oraz fajna playlista w tle, czego chcieć więcej w piątkowe popołudnie!

Damian: Ku uciesze mojego mięsnego serduszka, Warszawę ostatnio opanowały dwa trendy: bubbletea i co ważniejsze, hamburgery! Lokal znajduje się na ulicy Przesmyk, w wielofunkcyjnym budynku znanym z szybko otwierających się i padających biznesów. Mam nadzieję, że Barn Burger to nie spotka, bo jest jedną z moich ulubionych hamburgerowni.

B: Faktycznie początek lata obrodził w wyrastające jak spod ziemi lokale serwujące bubbletea, teraz zbliża się jesień (w Warszawie jej aurę odczuwamy już od kilku dni), a nią popyt na nieco bardziej sycące smaczki, zapewne stąd nagłe zainteresowanie tą działką gastronomii.
D: Buregrownia ma świetny klimat tworzony przez sympatyczną obsługę oraz trafioną muzykę (playlista rockowych klasyków). Wadą jest umiejscowienie toalety – jak za czasów PRL-u, trzeba pobrać kluczyk, obejść budynek dookoła, znaleźć drzwi zamalowane sprayem... Pora na przygodę.
B: W karcie znajdziemy burgery i odrobinę kuchni tex-mex. Czas na opis głównej atrakcji tego miejsca-burgera, tu jak zwykle chwila dla Damiana;)
D: Hamburger, którego zamówiłem (HeartAttack) był bardzo dobry, duży i soczysty, o sprężystej, świeżej bułce i dobrze dobranej nadziewce. Boczek wesoło chrupał, gdy wgryzałem się w czystą wołowinę. Do tego w zestawie były grube frytki, oraz salsa i – uwaga – sos barbecue! Idealne zestawienie.
B: Moja quasadilla smaczna, chrupiąca, wypełniona serem i cebulką, podana w ładny sposób. Jednak... jednak wsadu mogłoby być więcej.
Siłą rzeczy nasuwa mi się porównanie z ostatnio odwiedzaną przez nas burgerownią (Burger Bar przy Puławskiej, nasz opis: http://goodplacewarsaw.blogspot.com/2012/08/burgerownia-ul.html). Moim zdaniem wszystko przemawia za Barn Burgerem: lokalizacja, obsługa, sposób podania, cena, a przede wszystkim atmosfera. Damian wspominał, iż bar przy Puławskiej oferuje lepsze mięsko. Ja nie wyczułam różnicy. Bar przy Przeskok oceniam absolutnie znacznie wyżej. Tu chce się wracać, tam, cóż – niekoniecznie.
D: Relacja cena/jakość jest rozsądna, otrzymujemy sporą (200g) porcję mięsa w burgerze i większą (300g) w steku. Do tego limitowane burgery, z różnymi dodatkami sprawiają, że jest po co wracać. Smak i lokalizacja nie pozastawiają wiele do życzenia, więc bez wątpienia jest to miejsce godne polecenia.












czwartek, 9 sierpnia 2012

HACK WARSAW: Starbucks


W dziale HACK będziemy umieszczać rady dotyczące życia w Warszawie, oczywiście z naciskiem na kulinaria ;)
Zaczynamy od Starbucksa: jak oszczędzić na pysznej kawie. Lub na hipsteryzowaniu, wszak chodzenie z kubkiem kawy jest tańsze od iPhone'a ;)
1. Zamiast espresso, kup americano. To espresso z gorącą wodą, mocniejszy ładunek kofeiny w konkurencyjnej cenie.
2. Zbieraj promocyjne pieczątki. Zebranie dziesięciu daje darmową kawę. Należą się za każdy napój kupiony w Starbucksie, a nie zawsze są przez kasjerów proponowane.
3. Przynieś własny kubek. Wiem, to odbiera efekt "na bogatości", ale dzięki temu kawa jest tańsza.
4. Kupuj ziarna. Jeśli masz ekspres do kawy, wiele zaoszczędzisz na wycieczkach do lokalu.
5. Razem ze znajomym macie ochotę na małe Frappuciono? Weźcie jedno duże i drugi kubek.
6. Zaprzyjaźnij się z barist-ą/-ką. Wierz mi, to dobry pomysł.
DDN

Inspiracja:
http://www.reddit.com/r/Frugal/comments/efxps/starbucks_hacks/

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Sto900

Restauracja, ul. Solec  18/20
Damian: Na imprezowej mapie Warszawy istnieje parę klubów, których nie wypada nie znać, nawet takiemu klubosceptykowi jak ja. Do tego elitarnego grona z pewnością należy powiślańskie 1500m2, na terenie którego znajduje się omawiana restauracja.
Beata: Atmosfera tego miejsca jest dziwna. Wchodzi się przez kuchnię. W środku przy odrapanych, drewnianych stolikach siedzi hipsterska towarzyska śmietanka Warszawy. Wystrój jest dość nieskładny, dużo szarości, cementu, wyposażenie to dość chaotyczna zbieranina różnorakich mebli.
D: Klimat miejsca faktycznie jest specyficzny – wejście przypomina zaplecze, a przez restaurację przewija się korowód ciekawych postaci (Beacia była bardziej skupiona na podziwianiu niż na jedzeniu). Miejsce w oczywisty sposób jest mocno stylizowane. Wystrój przypomina skrzyżowanie jadłodajni z dyskoteką rodem z lat 70.
B: Wiem, że wpadam w trochę malkontencki ton, ale trudno mi powiedzieć o tym miejscu cokolwiek dobrego. Ja już w kilka minut po przekroczeniu progu Sto900 poczułam się w tym miejscu źle. Gdy wchodzimy, owszem, mamy wrażenie – „oferujemy dobre jedzenie, duże porcje, niedrogo” jednak nasze odczucie jest mylne. De facto, na posiłek czekamy bardzo długo, kurczak w tempurze, według mnie, jest przesiąknięty tłuszczem, a porcja, kosztująca 20 zł jest mała. Jedno, co ratuje danie to bardzo smaczna czarna (prawdopodobnie gryczana) kasza, która jest dodatkiem do mięsa.
D: Menu zmienia się zależnie od pory i dnia, dlatego moje uwagi nie będą tak dokładne jak w przypadku innych miejsc. Generalnie, zawsze możemy liczyć na świeże i na bieżąco przygotowywane posiłki. Ja polecam ichniejszą tempurę, której smak został podkreślony przez czarną kaszę oraz ciekawy, kremowy sos serowy. Hamburgery natomiast mnie nie zachwyciły – były dość suche, niewystarczająco doprawione. Niby ok, ale od tego typu miejsca oczekiwałbym więcej.
B: Być może innego dnia, przy innym menu, trafilibyśmy na nieco lepszy posiłek. Nic jednak nie zmieni okrutnie lanserskiej i mocno chaotycznej atmosfery tego lokalu.

niedziela, 5 sierpnia 2012

Burger Bar

Burger Bar, ul. Puławska 74/80
Beata: Dziś o burgerach. W tej kwestii niemal całkowicie oddaję głos Damianowi – absolutnemu fanowi wołowiny. Sama za tym gatunkiem mięsa nie przepadam, a Burger Bar odwiedziłam raczej dla towarzystwa. Teoretycznie w tym miejscu na co dzień dostępna jest też niewołowinowa wersja hamburgera - z wieprzowiną. Tego dnia jednak alternatywa ta nie wchodziła w grę i jedyną opcją dla mnie były krewetki.

Damian: Burger Bar umiejscowiony jest przy ul.  Puławskiej 74/80. Lokalizacja tego baru jest zarówno jego plusem, jak i wielkim minusem. Zaletą, jest dostępność dla wszystkich pracujących na bliskim Mokotowie oraz prosty dojazd komunikacją miejską (tramwaj zatrzymujący się dosłownie obok baru). Wadą jest pobliski skup złomu, przez co siedzenie w ogródku skutecznie uprzykrzają lokalni „byznesmeni”.
B: Oboje z Damianem mamy dość mieszane uczucia, co do tego baru. Tym bardziej, że tuż przed wyborem burgerowi, naczytaliśmy się niezwykle entuzjastycznych opisów tego miejsca. Tymczasem...
D: Gdybym miał ocenić samego burgera - jestem wniebowzięty. 100% wołowiny, doskonałe przyprawy, świeża bułeczka i soczyste nadzienie. To wszystko sprawiło, że moje kubki smakowe miały ochotę kupić pierścionek z brylantem i nawet nie prosić rodziców o błogosławieństwo.
B: Moje krewetki, były smaczne, choć dopiero co rozmrożone nie zdążyły przejść smakiem. Nieco dziwne było ich zestawienie z nachosami i niesfornie naciapanym sosem pomidorowym.
D: Tak, mój burger także dotarł z nachosami. Rozumiałbym to w przypadku meksykańskiej wersji tego dania, jednak jak widać był to standardowy dodatek do wszystkich dań. Wtf? Chyba nie powiecie, że to tańsze od frytek? Ponadto burger nie broni się sposobem podania – w plastykowym koszyczku.
B: Co zniechęciło mnie do ów burgera to również fakt, iż nie dodano do niego sztućców, a był stanowczo zbyt duży, by jeść go bez ich użycia (ja bez wątpienia nie poradziłabym sobie z tym zadaniem). Ponadto wypływała z niego duża ilość sosu.
D: Sam lokal jest brzydki. Szare wnętrze pasuje bardziej na magazyn niż restaurację. Druga kwestia - cena. Jak na tego typu miejsce, nie powinna być wygórowana. Otóż za mojego podwójnego burgera zapłaciłem 35zł. Rozumiem, że wołowina jest droga, a dobre przyprawy też potrafią kosztować, jednak ze względu na całokształt, muszę policzyć to na minus.
B: Owszem, ceny są mocno wygórowane. Koszt krewetek to 3,5 zł za sztukę. Tego samego dnia na kolację samodzielnie usmażyliśmy te owoce morza, których to cała patelnia kosztowała dwadzieścia parę złotych.
 D:  Restauracja ratowałaby się dojazdami – pyszny burger w domowym zaciszu, mmm.... Niestety, tego nie doświadczymy.







ToTu Dumplings Bar

Chińska pierożkarnia, Niekłańska 33 lok 11


Dodaj napis


Damian: Od pewnego czasu odkrywam kulinarną stronę Saskiej Kępy, zachwycając się ilością oryginalnej i ciekawej kuchni, której możemy tu doświadczyć. Przykładem smaku rodem z Orientu, jest bar ToTu.

Beata: Ta niepozorna budka zlokalizowana przy ul. Niekłańskiej. Jej specjalnością są chińskie pierożki. Jedzenie pozytywnie zaskakuje. Jest oryginalne, smaczne i świeże. Mniejsze pierożki dostępne są w pięciu wersjach – z mięsem (wieprzowym, wołowym), kurczakiem, krewetkami, tofu bądź warzywami. Większe w dwóch – tradycyjne i słodko-kwaśne.

D: Uprzedzam, że wszystkie dania mają oryginalny, mocno azjatycki smak, który może nie podejść osobom przyzwyczajonym do spolszczonych „chińczyków”.

B: Co ważne, ciasto jest bardzo delikatne. Pierożki są gotowana na parze, dzięki czemu nie są wodniste ani tłuste, podawane z sosem na bazie sojowego.

D:  W ofercie znajdziemy też sałatki. Polecam pikantne nori (algi morskie), są wprost przepyszne.

B: Jest jednak jedna wada – porcje są stosunkowo małe, więc lepiej nastawić się na przekąskę niż obiad. Zapewne lepiej też jeść je w domu, korzystając z dostawy niż w ciągu blaszanych pawilonów, gdzie bar ma swoją siedzibę.

D:  Faktycznie nie polecam jedzenia w lokalu – pomimo podawania dań w oryginalnych, plecionych koszyczkach – nie jest to zbyt przyjemne miejsce. Dużą zaletą jest to, że prowadzona jest sprzedaż z dowozem, dzięki czemu pierożki mogą stać się ozdobą kolacji, gdy odwiedzą nas znajomi.

B: Co do cen, są przystępne – koszt sałatek to 8 zł, małych pierożków - 12 zł, a dużych - 15 zł.
Najważniejsze jest to, iż jedzenie jest dobre, a smak pierożków trudny do skopiowania. Miejsce warte odwiedzenia, a właściwie... pierożki warte spróbowania!

czwartek, 2 sierpnia 2012

Toan Pho

Chińczyk, Chmielna 5/7


Damian: Kto pamięta Stadion za lepszych, stoiskowych czasów, z pewnością nie zapomniał smaku lokalnej kuchni azjatyckiej. Lokalnej, ponieważ populacji w większości chińsko-wietnamska tworzyła mikroklimat, swoiste "Chinatown". Dziś, ten smak można odnaleźć w samym centrum, w nieco droższej, ale wciąż smacznej wersji. Lokalizacja barku jest świetna - idąc od Nowego Światu Chmielną, bar znajduje się w połowie pierwszego odcinka tej ulicy-tasiemca.

Beata: To bezapelacyjnie najlepszy chińczyk w Warszawie. Pyszne zupy - z kurczakiem, wołowiną, krewetkami, smażony ryż bądź makaron chiński - z wieprzowiną bądź wołowiną i chrupiące sajgonki. Dania mają oryginalny smak oraz wiele przypraw i ziół (samemu trudno by było skopiować taką mieszankę). Porcje są duże, a jedzonko zawsze gorące. Najbardziej lubię pyszną kurczakową zupę Pho, sajgonki i ryż z kurczakiem i warzywami.
D: Specjalizacją lokalu są zupy, jest ich spoty wybór: z kurczakiem, wołowiną, krewetkami, ślimakami... Moją ulubioną, jest powiększona Won-Ton, niesamowicie aromatyczna, nadziana owocami morza, przynosi na myśl wakacje na wybrzeżu. Dodatkiem wartym zamówienia są sajgonki - jadłem już wiele odmian tego azjatyckiego przysmaku, jednak wersja Toan Pho jest jedną z moich ulubionych. Wszystkie dania możemy doprawić pikantną pastą, która drastycznie zmienia smak potraw.

B: Lokal nie jest duży, aczkolwiek spokojnie można zjeść na miejscu. Ja przyzwyczaiłam się raczej do brania jedzenia na wynos, ponieważ wewnątrz unosi się dość silny zapach jedzenia i przypraw.
D:  Faktycznie bar jest skromny, ale czysty, jedynym problemem może być znalezienie miejsca w porze lunchowej.

B: Jakie są wady? W swojej kategorii bez wątpienia nie jest to najtańszy lokal z tego typu jedzeniem, jednak w tym przypadku warto zapłacić trochę więcej i zjeść naprawdę smacznie. Przykładowo, kosztu zupy, smażonego ryżu czy makaronu to 16 zł, sajgonek 11 zł, a dużej won-ton 22 zł.
D: Rzeczywiście ceny są stosunkowo wysokie jak na chińczyka. Ze względu na dużą ilość klientów w porze lunchowo-obiadowej problemem może też być dość długie czekanie w kolejce.
B: Skończyliśmy na wadach, jednak oboje absolutnie polecamy to miejsce, bez wątpienia wyróżnia się na „chińczykowej” mapie Warszawy.