sobota, 30 marca 2013

Nie lubimy: Fabryka frytek

Szczerze kocham frytki. Tak bardzo, że jestem w stanie przełknąć prawie wszystko, co wygląda jak frytka. Gdy padł pomysł "chodźmy na frytki", ochoczo przyklasnęłam obiema rękoma. Zmierzaliśmy w stronę kultowego już Okienka, gdy na naszej drodze pojawiła się Fabryka Frytek. Mróz i późna pora sprawiły, że szybko porzucilismy pierwotny plan, i skierowaliśmy się w jej stronę.
Gdybym miała stworzyć listę najwiekszych błędów mojego życia, ta decyzja zajmowałaby jedno z wyższych miejsc.

Lokal wygląda bardzo fajnie - kolorowa mała budka nawiązująca stylem do rodzaju oferowanych produktów. Po wejsciu od razu rzuciła nam się w oczy bogata lista sosów. Zawierała przynajmniej dwa razy więcej smaków, niż widzieliśmy u konkurencji.
Zamówiliśmy frytki w największyn rozmiarze, oraz sosy: curry i andaluzyjski. Później spokojnie czekaliśmy aż będą gotowe. Wtedy zaczęły się w mojej głowie rodzić podejrzenia. Pan, który je smażył w ogóle nie był nimi zainteresowany, wrzucił je tylko do frytkownicy, a później cały czas patrzył w telefon. Dostaliśmy coś, co było podobne do ziemniaka, lecz głowy nie daje sobie uciąć, że nim było. Frytki były bardzo mączyste, oraz oczywiście przepieczone, przypominały smakiem te, które serwowane są w Mc Donaldzie. Co do sosów: były o niebo lepsze od frytek, lecz i tak smakiem nie dorównują konkurencji.
Porcja była bardzo duża (co w innych okolicznościach byłoby plusem), lecz ja już po kilku frytkach miałam dosyć.

Nigdzie nie znalazłam informacji, że są to frytki domowej roboty, albo przynajmniej z prawdziwych ziemniaków. Pretensji teoretycznie mieć nie powinnam. Lecz za tą cenę, i po tej nazwie, spodziewałam się czegoś bardzej przypominającego ziemniaka.


Wygladają o wiele lepiej niż smakują.
Jak głosi przysłowie: nie osądzaj książki po okładce.

piątek, 29 marca 2013

Cafe Tygrys

Tygrys przyczaił się w miejscu bardzo bliskim mojemu sercu - w pierwszej bramie po prawej, idąc Chmielną od Nowego Świata. Kiedyś mieszkałem o dwa kroki stąd, dlatego wycieczka należała do retrospektywnych. Nasuwa się pytanie: czy przechodząc codziennie obok Tygrysa, wpadałbym do środka?

Szczerze, jako zapatrzony w wołowine mięsożerca, raczej nie codziennie, ale z pewnością lokal trafiłby na listę dobrych miejsc na spotkanie z przyjaciółmi. Przyjemne wnętrze i niezobowiązujący klimat, kryją drzwi rodem z porno lat '80. W środku kuchnia wegetariańska o raczej wąskim, fastfoodowym przekroju i kawy na mleku sojowym.

Hamburger dobry, jak na pozbawiony mięsa, jednak bardzo standardowy - zwykle w restauracjach wege byłem zachwycony pomysłowością, a tu trzymają się klasyki. Tosty z humusem przypadły do gustu kapryśnemu Kotu - t(e/o)st zdany.



Enigmatyczne wejście.

Plakatowa ściana.

Dzikie tygrysy.

Tost z humusem.

Wegeburger.

Kotye.

środa, 27 marca 2013

Ramzes

Kilkakrotnie pisałem już o różnym poziomie jedzenia w centrach handlowych. W food courtach dominuje macdonaldyzacja,  jedzenie przygotowane szybko, a nie dobrze. W Sadybie natrafiliśmy na restaurację (!), która pomimo wyglądu nieodbiegającego od reszty, oferuje znacznie więcej.

Nie oczekiwałem wiele po tym miejscu. Jednak smak dań, jak i rozmowa z doświadczonym restauratorem-właścicielem Bassamem Al-Ralei, pozytywnie mnie zaskoczyła. Po pierwsze, nie używa się tu produktów gotowych. Frytki są robione z prawdziwych ziemniaków, a nie masy ziemniaczanej jak w większości courtowych fastfoodów. Mięso smażone na grillu, kebab na ruszcie gazowym. Pomimo nazwy sugerującej pustynię, smak dań jest zeuropeizowany.

Zdecydowałem się na shoarme wieprzową. Mięso soczyste i dobrze doprawione, jednak zachywciła mnie wypiekana na miejscu bułeczka, w połączeniu z sosami tworzyła świetną kompozycję. Moja partnerka wybrała pierś  z kurczaka. Dobrze wysmażona, przesadnie jednak oblepiona cebulą - nie przepadam za tym. Porcje są naprawdę duże, i usatysfakcjonują każdego, potrzebującego rozsądnej dawki kalorii.

Z czystym sumieniem polecam w przerwie podczas zakupów, lub jako alternatywę dla wszystkich okolicznych fastfoodów. Ciekawe jest, że Sfinks, o bardzo podobnej formule został otwarty później, niż sąsiadujący z nim Ramzes.


Ramzes.
Shoarma wieprzowa z ryżem.
Pierś z kurczaka z frytkami.

Kurczak na grillu.

Przygotowanie bułeczek.

poniedziałek, 25 marca 2013

Dubrovnik

Tuż za Novotelem, w jednym z dogodniejszych komunikacyjnie i lunchowo miejsc, powstała nowa chorwacka restauracja. Po wizycie w http://goodplacewarsaw.blogspot.com/2012/08/cevap.html , staliśmy się fanami chorwackich mielonych mięs z grilla, także do Dubrovnik wybraliśmy się z wielkim entuzjazmem.

Przyjemny dla oka, drewniany wystrój, miła obsługa, oraz spójny koncept knajpy od wejścia tworzą dobry nastrój. Regionalna muzyka jest jak na moje ucho trochę za głośna, ale biorę to za część wizerunku. W drewnianym menu dużo znanych mi pozycji, oczywiście króluje mięso. Szeroki wybór piw, oraz duże ekrany sugerują, że może to być idealne miejsce na oglądanie meczu z  kolegami.

Moja towarzyszka wybrała grillowaną pierś z kurczaka, ja zdecydowałem się na pljeskavica punena. Kurczak był bardzo delikatny, doskonale pasował do dwóch sosów, najwyraźniej podawanych do wszystkich dań głównych - czosnkowego, oraz ostrego (vrući umak). Pljeskavica natomiast, to baranina, w wersji punena zawinięta w formie pieroga z serem wędzonym w środku. Aromatyczne i bardzo dobre danie, pod warunkiem, że przepada się za smakiem baraniny. Do obu dań podano grubo krojone, podsmażone ziemniaki oraz warzywa, z posmakiem oliwy z oliwek.

Ze względu na lokalizację ceny w lokalu są trochę wyższe, niż w innych tego typu miejscach, jednak w tygodniu jest też możliwość załapania się na menu lunchowe w atrakcyjnej cenie. Jeśli lubisz kuchnię bałkańską - musisz odwiedzić to miejsce, jeśli jej nie znasz - spróbuj, warto.



Wnętrze restauracji


Pierś z grilla


Pljeskavica punena
W oczach głód barana

sobota, 23 marca 2013

Cukiernia Pawłowicz / słowo o pączkach




Przybyli ułanie do okienka.
Pączki, pączusie.
W ręce naszej wideoedytorki.


Do napisania posta skłoniły mnie mieszane opinie, dotyczące tego miejsca. Pączki na Chmielnej są znane i lubiane, o czym świadczyć mogą kolejki ustawiające się pod okienkiem w dni powszednie, w soboty pracujące, a nawet i święta. Czy u podstaw popularności leży wysoka jakość usługi? Wiele osób jest skłonnych do polemiki, dlatego przedyskutujemy plusy i minusy pączkożerstwa.

Przereklamowane - nie. Jeśli coś jest znane, to znaczy, że albo ktoś włożył dużo czasu w promocję, co nie jest kazusem tego miejsca, lub, rozeszło się pocztą pantoflową, co w przypadku jedzenia, równoznaczne jest z smakowitym produktem. Zadowolony klient = najlepsza reklama.

Zbyt wysoka cena w stosunku do rozmiaru - prawda. Z dwóch i pół złociszczy na trzy, przy zmniejszeniu objętości? Not cool bro.

Pączki są niezdrowe/ źle się po nich czuje - stosunkowo prawda. Pączki są niezdrowe, z zasady. Chciałbym żyć w świecie, gdzie pączek jest elementem zbilansowanej diety (zamiast np brokułów).

Pączki są niesmaczne - nie. Są przepyszne, trzymają poziom pomimo hurtowych niemal ilości, w jakich się sprzedają. Dzięki dużemu zróżnicowaniu nadzienia bronią się nawet w obliczu nowych, atrakcyjnych cukierni.

Dla ludzi, którzy mają ochotę odwiedzić i inne "pączkowe" miejsca, podajemy krótką listę naszych faworytów, z czego pewnie zdarzy nam się w przyszłości zrobić relację:



Pokaż Pączki, pączusie na większej mapie

wtorek, 19 marca 2013

Cafe Rue De Paris

Słoneczny, leniwy, niedzielny poranek ("tak gdzieś po pierwszej, bo później już nie"), nogi prowadzą mnie na ulicę Francuską, gdzie zapoluję na późne śniadanie/wczesny lunch. Czy istnieje lepsze uzupełnienie tego obrazu, niż cuisine française?

Mam problem z oceną Rue De Paris - z jednej strony świetna kuchnia, z drugiej lokal o słabej obsłudze i wątpliwej infrastrukturze. Zacznijmy od minusów: brak toalety, częste zmiany w obsłudze (non stop nowe praktykantki) wpływające na jakość i tempo obsługi. Do tego zbyt gęsto postawione stoliki; przy natłoku gości czynią lokal nieznośnym, zwłaszcza zimą, gdy część "uliczna" jest zamknięta.

Za to jedzenie!
Naleśnik idealnie cienki, z kurczakiem, rukolą, suszonymi pomidorami oraz serem pleśniowym był jednym z lepszych, jakie jadłem. Do tego świetne owocowe smoothies (na zdjęciu jagodowy) oraz duży wybór francuskich ciastek.

Zadajmy jednak pytanie: czy wiedząc jak jest, poszlibyśmy ponownie? Hmm... jednak wzięlibyśmy na wynos. Szkoda tym większa, że lokalizacja pozwalałaby poczuć się, jak w małym Paryżu.


Naleśnik z kurczakiem


niedziela, 17 marca 2013

O zmianach na blogu

Zmiany, zmiany, zmiany!

Kto ich nie kocha?

Uno: poszerzamy działalność o wideorecenzje!




Duo: regularnie będziemy umieszczać przepisy na nasze ulubione dania. Trochę eksperymentalnie, trochę orientalnie, chcemy pokazać, że pomysły podpatrzone w restauracjach, można z sukcesem przenieść do własnej kuchni. 


Tres:
Nowy terminarz:
Co wtorek - pisemna recenzja restauracji
Co czwartek -kącik kulinarny
Co niedzielę - wideorecenzja
Okazjonalnie -  artykuł luźno powiązany z kulinariami.

poniedziałek, 4 marca 2013

Do domu: Repubblica italiana

Chorobo trwaj, bo jedzenie dobre!


Tak naprawdę mam serdecznie dość, ale na chwilę o tym zapomniałem, dzięki jedzeniu dowiezionemu z sąsiedzkiej restauracji Republicca Italiana. Do napisania o tym miejscu skusiła mnie obietnica własnoręcznie robionych makaronów - rzadko spotykany rarytas (tym podbiła nasze serca Dziurka Od Klucza).



Preludium w tej symfonii stanowiła zupa, krem szpinakowo-brokułowy. Delikatny, gładki smak uzupełniała sakiewka z płynnym żółtkiem, zdrowo i smacznie.

Jednak najpiękniejszym motywem kompozycji był, jak mogliśmy się spodziewać, makaron. Spróbowałem dwóch odsłon: tagiatelle z łososiem oraz znane i lubiane tagiatelle sepia z krewetkami. O ile pierwsze było dobre, tak drugie zniknęło z mojego talerza tak szybko, że nie zdążyłem nawet zrobić zdjęcia!
Rozczarować nas mogą pozostałe składniki dań, pozostające w cieniu smakowitych nitek. Nie odbieram tego jako wady, ale dla tych, którzy lubią ciężkie, gęste sosy, typowo włoska lekkość może nie usatysfakcjonować.


Zdecydowanie mogę polecić Republicc-ę wszystkim poszukującym wysokiej jakości makaronów. Odstraszać mogą jedynie ceny, oraz stosunkowo długi czas oczekiwania na posiłek.