niedziela, 2 czerwca 2013

Cafe Baobab

20-40zł
cafebaobab.pl

Podróż po kulinarnych odcieniach Warszawy trwa, tym razem zaprowadziła nas na Saską Kępę, gdzie mieliśmy okazję spróbować dań kuchni senegalskiej, i wypocząć w miłej, kawiarnianej atmosferze. Rozmawialiśmy z właścicielem miejsca, Azizem Seckiem.

Damian Dawid Nowak: Jak zaczęła się Pańska przygoda z gastronomią?

Aziz Seck: Do Polski trafiłem lata temu, jako koszykarz. Po pewnym czasie zrozumiałem, że nie mogę się tym zajmować na stałe, i zacząłem pracować w gastronomii. Najpierw jako barman, później zostałem menagerem. Cafe Baobab to pierwszy mój własny lokal, będący zwieńczeniem kariery.

DDN: Kto jest autorem dań?

AS: Dania są tradycyjne, senegalskie. Na początku sam gotowałem, teraz zatrudniam dwóch dwóch Senegalczyków, którzy chcą smaku dokładnie takiego, jak w Senegalu. Jednego z nich ściągnąłem tutaj z Francji. Zależy nam na autentyczności kuchni, ale pamiętajmy, że smak dań różni się nawet pomiędzy rejonami niewielkiego Senegalu. Świetnym przykładem jest moja żona - dwukrotnie odwiedziła Senegal, próbowała tamtejszego jedzenia, kupiła niezbędnne książki i składniki. Jedzenie było smaczne, ale spytałem - co to jest? Żeby odwzorować kuchnię, trzeba znać ją od dziecka.

DDN: Jak scharakteryzowałby Pan kuchnię senegalską?

AS: Senegal to małe państwo, z jednej strony otoczone morzem, z drugiej rzeką - stąd mnóstwo ryb. Dania są ostre, choć w naszej restauracji staramy się je trochę stonować do Polskiego smaku. Oczywiście, są ludzie, -często Ci, którzy wcześniej odwiedzili Senegal - którzy chcą smaku dokładnie takiego, jak w Afryce. Dla nich doprawiamy ostrzej, a czasem nawet jemy na ziemi używając rąk, w tradycyjny sposób.

DDN: Czy ciężko o produkty niezbędnne do przygotowania dań?

AS: Do niektórych - tak, niezbędne jest na przykład masło arachidowe. Choć jest już lepiej. Pamiętam, gdy przyjechałem do Polski, ciężko było dostać korzeń imbiru. Teraz jest on dostępny w każdym markecie, ponadto istnieją miejsca, gdzie można dostać afrykańskie i indyjskie przyprawy i owoce. Staramy się wszystko kupować na miejscu - indywidualny import znacznie podniósł by ceny dań.

DDN: Czemu indyjskie?

AS: Kuchni senegalskiej blisko do arabo-indyjskiej, sporo osób żyjących w Senegalu to muzułmanie.

DDN: Jaki jest odbiór kuchni senegalskiej, czy jest konkretny odbiorca?

AS: Polacy! Nie ma ambasady ani konsulatu senegalskiego, co sprawia, że w Warszawie nie mieszka wielu senegalczyków. To nie Francja.

W lokalu nie tylko mieliśmy przyjemność spróbować kuchni, ale wspólnie przestudiowaliśmy książkę Sénégal : La cuisine de ma mère, określaną przez Aziza, jako "nasza Biblia". Dokładnie pokazywała wszystkie regionalne potrawy, owoce oraz sposób ich przyrządzania i jedzenia. Dowiedzieliśmy się, że w Senegalu chilli rośnie gęsto niczym chwasty, bazary są pełne suszonych ryb, a owoc, którego nazwy nie znalazłem w internecie (sic), napełnia dom najpiękniejszym zapachem.

Na początku, spróbowaliśmy zupy z batatów. Ciekawe połączenie kremowej słodkości, z ostrą nutą imbiru, całość przypominała trochę krem z dyni. Dla mnie dość ostra, dla mojej towarzyszki łagodna. Wszystko przez imbir, którego w swojej kuchni używam bardzo ostrożnie.
Na talerzu znalazł się miks: Fataya - pierożki z nadzieniem wołowym, oraz ich wegetariańska odmiana - świetne o cieście przypominającym grubsze ciasto francuskie. Do tego Boulettes de poisson, kuleczki rybne, o bardzo wyraźnym, intensywnym smaku i aromacie. Wszystko podane z sosem pomidorowym, gotowanym razem z warzywami.

Aziz Seck z małpim owocem.

Talerz rozmaitości.

Po lewej hibiskus, po prawej imbir.

Basia z zupą z batatów i chlebem pita.

Zdjęcia ozdabiające lokal, pochodzą z rodzinnych albumów Aziza.

Ciepłe oświetlenie.

Za oknami deszcz.

Bar.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz