środa, 19 czerwca 2013

Klukovka

do 20zł
www.facebook.com/pages/Klukovka/479701752096815

Aleja Jana Pawła II należy do najdziwniejszych ulic w Polsce. Świetne restauracje, salony mody, kiczowate seksshopy, second handy, parę sieciówek, a wszystko rozciągnięte na trzy dzielnice i przylegające do najbardziej ruchliwych, warszawskich miejsc. Tymczasem pod numerem 45A zachodzą ciągłe zmiany i roszady. Ostatnia bardzo nam się spodobała - wciąż odczuwamy niedosyt kuchni z bliskiego wschodu (czytaj: dawnego ZSRR), dlatego po rekomendacji Macieja Nowaka z chęcią się tu wybraliśmy, żeby spróbować kuchni w Klukovka!
Mieliśmy przyjemność rozmawiać z menagerem restauracji.

Damian Dawid Nowak: Czym jest Klukova, poza tradycyjną nalewką żurawinową?

Klukovka: Jest to biznes rodzinny: teściowie oraz żona, pochodzący z Kazachstanu oraz ja, który staram się pomagać. W Kazachstanie mieszka wiele narodowości - poza Słowianami jest dużo Niemców, Koreańczyków, Uzbeków... Niesamowita mieszanka narodowościowa. Naszym zadaniem w Polsce jest nie tylko zaznajomić ludzi z autentyczną kuchnią, ale także z kulturą naszych stron.

DDN: Czy kuchnia wschodu jest nam bliska?

K: Część smaków jest bliskich kuchni polskiej, jednak są też odległe, na przykład Uzbeckie (nasz kucharz jest z Uzbekistanu, dokładnie z Taszkientu) czy Tatarskie. Nie jest to kuchnia pikantna, ale mięsna, mączna. Uzbecka bardziej warzywna, bogata w przyprawy. Z przyprawami jest problem, bo połowa dań wymaga zyry, kminu rzymskiego, który nie jest w Polsce dostępny.

DDN: Jakie są źródła produktów deficytowych?

K: Bazujemy na znajomych, oraz nielicznych tureckich hurtowniach. Uzbekistan, Kazachstan to turecki pion językowy, wszyscy wywodzą się z jednego miejsca. Poza przyprawami, najważniejsze są naczynia, bez których nie da się zrobić wielu dań - w te jesteśmy wyposażeni. Patrząc na dużą diasporę, brakuje w Warszawie miejsc, gdzie można by się zaopatrzyć w produkty regionalne.

DDN: Czemu kuchnia wschodnia nie jest tak popularna, jak powiedzmy azjatycka?

K: Jest parę czynników. W pewnym momencie ilość osób z dawnego ZSRR będzie tak duża, że stanie się widoczna. Diaspora turecka lub azjatycka jest na tyle odległa, że łatwo ją zauważyć. Z diasporą wschodnią jest inaczej, następuje szybka asymilacja, a jedynym wspólnym mianownikiem jest... kuchnia!
Drugim czynnikiem jest to, że kultura rosyjska nie jest trendy, choć przewiduję zmianę w tym temacie. Pozostaje jeszcze kwestia historyczna - kilka razy zdarzyło mi się zderzyć z odrzuceniem na hasło "kuchnia rosyjska". Na szczęście to margines, ludzie łakną nowości, wycieczek smakowych, dobrej kuchni, a my staramy się taką zapewniać.

DDN: Co Polacy jedzą najchętniej?

K: Płow, manty i czebureki. To było dla nas zaskoczeniem, ponieważ wstępnie obstawialiśmy pielmieni. Czebureki to narodowe danie tatarów. W czwartek zaczynamy festiwal kultury tatarskiej - będą nowe pozycje, między innymi czak czak, które zależnie od popularności, mogą zostać w karcie na stałe. Pokażemy parę dań w wersji muzułmańskiej, z mięsem wieprzowym, baraniną - ta ostatnia jest bardzo poszukiwana przez Polaków. Festiwal robimy pod nazwą Sabantuj, jest to wesołe święto pługa, bardzo hucznie organizowane w Rosji, z tradycyjnymi konkursami. Tradycyjnie można wygrać barana (śmiech). Do tego dwudziestego czerwca, z pierwszym koncertem do Polski przyjeżdża Zemfira, jedna z najpopularniejszych rosyjskich piosenkarek rockowych. Ona jest Tatarką, co wpisuje się w motyw festiwalu.

Przejdźmy do przyjemności i esencji restauracji, czyli samej kuchni.
Na początku spróbowaliśmy czebureków - pierogów mięsnych, faszerowanych cebulą. Podane ze śmietaną, oraz wszechobecnym sosem pomidorowo-paprykowym, lekko ostrym. Bardzo dobre, kruche ciasto, całość smażona na głębokim tłuszczu, choć jedząc, nie ma się wrażenia ciężkości. Następnie, kolejny klasyk - manty. Manty to pierogi robione na parze, zanurzone we własnym sosie. Wyczuwalna nutka dyni, ciasto bardzo różne od polskich pierogów, mięso soczyste. To danie okazało się najbliższe mojemu zakresowi smakowemu.
Na sam koniec został osławiony płow, który już mnie tak nie zachwycił - za to Aleksa była w siódmym niebie. Płow to wołowina na ryżu z warzywami, mocno przyprawiona kminem, dostępna w wielu odmianach, nawet na słodko. W wersji Klukovki jest mocno posypana koprem, z dużą ilością pieprzu, łączy smak ostry ze słodkawym.

Klukovka przenosi nas w mało znane, ale zdecydowanie warte odwiedzenia rejony dawnego ZSRR. Dla wielu z nas będzie to pierwsza taka podróż, za to zapewniam, że jeśli wam zasmakuje, to będziecie chcieli więcej.



Wejście.

Etniczny detal.

Płow.

Czebureki.

Manty.

Na żywy ogień!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz