piątek, 28 czerwca 2013

TASTE Burger, czyli jak NIE organizować eventów.

Zaproszeni przez facebooka, podobnie jak masa innych ludzi, wybraliśmy się do Wilanowa, celem uczestniczenia w otwarciu nowej burgerowni. Nieczęsto pisaliśmy o Wilanowie, niewiele restauracji tam znamy - tym chętniej przyjęliśmy zaproszenie.

Na miejscu zjawiamy się 19:05, czyli pięć minut po godzinie rozpoczęcia. Pięciu ochroniarzy rzuca na nas zdziwione spojrzenia, listy obecności brak. Pięć minut później - lista jest, ale nas na niej brak, o Good Place Warsaw nikt nic nie słyszał. W komórce odszukuję zaproszenie, nagle pojawia się ktoś inny twierdząc, że nas kojarzy. Uff, jesteśmy w środku.

Po złym starcie, nadrobić chcemy jedzeniem. W środku, za barem krząta się pięć osób, z czego dwie starają się uruchomić kasę (!). Nie działa, w trakcie oczekiwania dostajemy piwo 0,2. Dobre bo zimne, ale zjadłbym coś. Ludzie zaczynają tłoczyć się przy pustym, pozbawionym jedzenia barze (coś tam się robi, ale w moim świecie, przy godzinie rozpoczęcia 19, o 19 coś gotowe być powinno). Na funpage'u TASTE burger wisiał konkurs, w którym wygrać można wejściówki na to właśnie otwarcie. Do brania udziału zachęcali hasłem: "niezły wypas for free na oficjalnym otwarciu.". For free nie wiem co było, bo na pewno nie burgery, za które trzeba było płacić. Nie mam nic przeciwko płaceniu za jedzenie, ale wprowadzanie ludzi w błąd jest oszustwem. Trafny komentarz na fb Taste burger zaraz po evencie:

"Trzeba mieć tupet - konkursy, polecenia strony i inne bajery po to by być "zaproszonym" na platnego burgera! A darmowe piwo dla kierowców???? Gratuluję takiego startu."

Jedzenie. Menu ubogie, cztery pozycje. Spróbowaliśmy burgera z bekonem, oraz z krewetek. Pierwszy w miarę dobry, o dobrej jakości mięsa, zbyt mocno wysmażony. Za to zarówno bekon, jak i cebulka wymagałyby muśnięcia ogniem. No trudno. Za to pomysł wykonania burgera z krewetek był świetny! Szkoda, że całość okrutnie zalano sosem, odbierając główny walor smakowy. Warto wspomnieć, że  w tej cenie zwykle dostajemy frytki i colesława; tu - samego burgera owiniętego papierem, za to z fajną naklejką na górze.

Na koniec, jeszcze kilka słów na temat lokalu: największym mankamentem w konstrukcji, dosyć ładnej swoją drogą, jest wyciąg kuchenny, który dym odprowadza bezpośrednio przed wejście (patrz zdjęcie). Taka zapora dymna skutecznie odstraszy każdego amatora burgerów. Słabo. Miał grać KOKO band, widziałem Serka, nie dotrwałem do setu - wyszliśmy po godzinie. 

W roli głównej - Dym z Wyciągu!

My z przyjaciółmi. Dobra mina do złej gry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz