środa, 7 sierpnia 2013

Obiad z... Łukaszem Klinke. / DOT Bistro CAFE

Zaczynamy nowy cykl: Obiad z...! 
Na pierwszy ogień poszedł Łukasz Klinke (Playboy, Przekrój, Wywiadowcy), starszy kolega "po fachu", który zwykł pisać recenzje kulinarne dla PoGodzinach. Wybraliśmy się na obiad do restauracji DOT Bistro, znajdującej się na Saskiej Kępie, dzielnicy, która dla nas obu jest domem. 

Damian Dawid Nowak: Zajmowałeś się pisaniem o restauracjach zanim to "było cool". Jakich lokali najbardziej nie lubiłeś? 

Łukasz Klinke: Teraz już takich miejsc nie widać. Ale kiedyś było ich sporo, wchodziłeś i od razu wiedziałeś: otwarto to miejsce, by zrobić szybką kasę. Co tak naprawdę nigdy się nie udawało. Może teraz lepiej się kamuflują?

DDN: Co sądzisz o trendach kulinarnych?

ŁK: Im więcej trendów, tym lepiej. To co się nie przyjmie, naturalnie znika. Gdzieś 60% restauracji, o których pisałem już nie ma, w starych magazynach znalazłem nazwy, które nic mi nie mówią. To nie jest nic dziwnego, to normalny proces. Niby pisałem niedawno, a jednak było to dawno - teraz więcej jest knajpek, bistro, małych miejsc. Wtedy dominowały dużye restauracje, a wiadomo, że im większa inwestycja tym łatwiej o upadek. Ludzie teraz częściej jadają na mieście.

DDN: W dobie kryzysu?

ŁK: Myślę, że wychodząc do restauracji ludzie nie myślą o pieniądzach - ja sam nie myślę, ewentualnie potem zauważam, że to trochę kosztuje. Robiono badania, że im biedniejsze jest społeczeństwo, tym częściej ludzie chodzą do restauracji. Im gorzej ci w domu, tym chętniej z niego wychodzisz, najlepiej zjeść coś, czego sam sobie nie potrafisz przygotować.

DDN: Jak to wygląda z perspektywy rodzica? Wiem, że razem z małżonką ocenialiście restauracje i pod tym względem.

ŁK: Gdy dzieci są małe, jednym oczekiwaniem jest przewijak w toalecie. Podgrzanie butelki, krzesełko - to już standard, pod tym względem jest lepiej. Parę lat temu bywało różnie, w 2003 praktycznie nie było miejsc ustawionych pod dzieci. Można nawet powiedzieć, że obecnie jest przesyt tego typu miejsc - dla ludzi nieposiadających dzieci, ich obecność może nawet przeszkadzać. Myślę, że za trzy-cztery lata, powstaną restauracje zabraniające wstępu dzieciom. Taka kontrowersja będzie dobrym motorem - myślę, że może się przyjąć. Byłyby awantury, zamknąć nie dałoby rady, nie ma takiego paragrafu... Promocja lepsza nawet od robaków!

DDN: Jesteś w stanie przewidzieć przyszłe trendy?

ŁK: Jest trend, o którym nie mogę mówić, bo może sam go zacznę. Nie mogę mówić, bo już kilkakrotnie irytowałem się, gdy inni realizowali moje pomysły. Teraz w Warszawie jest już właściwie wszystko, co jest na świecie... Jeszcze parę lat temu, jeśli chodziłeś na sushi, to byłeś kimś. Teraz, jeśli nie jadasz burgerów, to nie jesteś hipsterem. Hipster, słowo które już nic nie znaczy. Myślę, że burgery będą długo dominować.

DDN: Ulubione restauracje?

ŁK: To jest pytanie na zasadzie: trzy ulubione płyty, trzy ulubione zespoły... nie da się. Teraz mam trzynaście, a na jesieni będzie trzynaście innych. Podobnie z miejscami - są idealne na lato, z ogródkami i klimatem, są jesienne, są zimowe. Dla mnie bardzo ważny jest nastrój, sposób podania, wystrój, to wszystko wpływa na mój odbiór jedzenia.

DDN: Strzelaj.

ŁK: Tapas, nawiąże do tematu przyszłych trendów - Polacy są gotowi na tapas, będą powstawać nowe tapas bary. Polecam Ale Wino, super miejsce, niestety kuchnia od szesnastej, za to zaprzyjaźnieni właściciele. Na tyłach domu w którym mieszkał Tytus Chałubiński, jesteś w środku rozjechanego miasta, robisz sześć kroków, wchodzisz za winkiel i jesteś w azylu spokoju. Jedyną wadą miejsca jest to, że zawsze jestem tam sam. Czasem mam wrażenie, że są miejsca, które razem z żoną kochamy, ale nie przypasowują w gusta reszty społeczeństwa... mam nadzieję, że Ale Wino nie padnie, to byłby straszny smutek.

DDN: Jak podoba Ci się miejsce, w którym jesteśmy? Jak obiad?

ŁK: Chłodnik dobry, taki standard. Nie jestem fanem kanapek, za dużo pieczywa (śmiech). W porządku - to co w środku jest smaczne, jest ciepła, co wcale nie jest tak oczywiste, jak się może zdawać. Wnętrze podoba mi się bardzo, jest dobrze zagospodarowane, pomimo małego metrażu. Na tablicy są błędy - nie ma takiego słowa jak "pomarańcz".

DDN: Temat: soczyste historie z czasów redakcyjnych.

ŁK: Nasza działalność nie była tak powszechna, jak pisanie o jedzeniu jest teraz, dlatego zdarzały się ostre wtopy. Ludzie często pisali do nas listy, próbując pseudomerytorycznie wytłumaczyć nam, czemu nie mamy racji. W jednej z knajp znalazłem opis, że pierogi to "polska odmiana ravioli". Nad morzem znalazłem mnóstwo złych tłumaczeń... Pamiętam jedną kelnerkę, która pracowała w trzech pod rząd restauracjach, o których pisaliśmy. Za każdym razem zastanawialiśmy się, czy to ta sama, a ona nas poznawała i zagadywała. Była dość zabawna i bezpośrednia, kiedyś zachwalała pewną zupę "jem ją od tygodnia i krostki na twarzy zniknęły!"

DDN: Czym ostatnio się zajmujesz?

ŁK: Kręcimy film dokumentalny o Teresie Orłowski, jesteśmy an etapie zdjęć. Damy znać, jak będę wiedzieć, gdzie będzie można go obejrzeć. Używam także swojego głosu do nagrywania różnych rzeczy.

DOT Bistro jest małe, za to elegancko i miło urządzone. Jasne barwy napawają optymizmem, a stoliki nie wydają się ściśnięte. Sympatyczna obsługa jest pomocna w wyborze dań, karta zmienia się zależnie od dnia. Brakowało mi wyboru dań lunchowych niekanapkowych, ale cóż, to bistro, a nie restauracja.
Krem z pomidorów zacny, o dobrej konsystencji i przyjemnym, mocnym smaku. Moja kanapka z polędwicą byłaby idealna, gdyby nie lekka przesada z sosem - połowa wypłynęła na talerz, co uznałem za sukces. Porażką byłoby, gdyby sos wylądował na koszulce, co zdecydowanie zbyt często mi się zdarza.
Obiad ok, jednak to co nas urzekło, to napoje. Łukasz spróbował kawy z chałwą - nie tylko pomysłowe, ale i bardzo dobrze wykonane, deser i pobudzenie w jednym. Ja zdecydowałem się na lemoniadę kokosową, ciekawą wariację na dobrze znany temat.
DOT Bistro jest miejscem pełnym pozytywnej energii, do którego z pewnością powrócę by sprawdzić co nowego mają w menu i czym można zwilżyć gardło w te upalne dni.




Chłodnik czerwony.

Krem z pomidorów.

Wo bist du, Teresa O.?


Kanapka z polędwicą.

Trochę historii.

Nom om om.

Wnętrze całkiem przyjemne.

I pozowane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz